Wielkie szkolenie w malutkiej wsi.
PKS Racot przykładem na to, że jednak można...
Racot - wieś około 1300 mieszkańców,
w tym 150 dzieci w grupach młodzieżowych,
trzy boiska, jedenastu trenerów. Racot pokazuje, że można.
więcej w rozwinięciu...
– Gdy słyszę podczas różnych kursów i konferencji, że w jakimś mieście
nie da się szkolić młodzieży, bo mało dzieci, bo trenerów niewiele
i boiska słabe, to pokazuje im wtedy nasz Racot.
Jesteśmy żywym przykładem na to, że uczyć piłki nożnej można wszędzie,
ale trzeba tylko chcieć – mówi Dawid Dominiczak,
prezes klubu PKS Racot. Klub z niewielkiej wsi szkoli ponad 150 dzieci,
ma trzy pełnowymiarowe boiska, jedenastu zatrudnionych trenerów
i jest lokalnym elementem tożsamości. W zeszłym roku dzieci z
miejscowej szkoły dotarły do finału województwa turnieju
„Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, gdzie jak równy z
równym walczyły z wielkimi ośrodkami Wielkopolski.
Racot to wieś położona 50 kilometrów od Poznania. Oficjalnie jest tu
zameldowanych około 1300 mieszkańców. Dwa sklepy, kościół, szkoła,
kilka przystanków autobusowych, z których można dojechać do
pobliskiego Kościana. Klasyczna wioska, których setki w Polsce.
Nutki wyjątkowości dodaje jej jednak stadnina koni, którą zauważa się
tuż przy wjeździe do Racotu. Na rozległej łące stoi kilkadziesiąt koni
i klaczy, a obok mieści się dwór z XVIII wieku. Jeszcze niedawno stadnina
ta była jedną z najważniejszych w kraju. Dziś nie przędzie już tak świetnie,
ale wciąż wiele osób przyjeżdża tu na hipoterapie czy po
prostu na wypoczynek.
Ale do Racotu nie przyjechaliśmy zachwycać się zwierzętami.
Wjeżdżamy w głąb wioski i parkujemy przy kompleksie boisk.
– W ostatniej chwili podałem panu inny adres. Ten, który wysłałem
wcześniej, to adres mojego domu, o tu, zaraz obok. Ciągle mi się to myli,
chociaż mieszkam tu kilkadziesiąt lat. Dom i boisko to u nas prawie to
samo – mówi z uśmiechem Dawid Dominiczak, prezes miejscowego klubu.
Przyjeżdżamy chwilę po godzinie 16. Właśnie rozpoczynają się treningi grup
dziecięcych – łącznie na boiska w jednym momencie wybiega sześć zespołów.
A to nie wszystko, co ma Racot, bo akurat tego dnia nie odbywają się
zajęcia jednej z drużyn, a najstarsza grupa juniorska będzie trenować później.
– To co? Przejdziemy się? – proponuje nasz przewodnik.
Baza Racotu – jak na możliwości klubu z IV ligi i wsi zamieszkanej przez
około tysiąc ludzi – robi wrażenie. Główne boisko z trybuną,
obok dwa kolejne pełnowymiarowe boiska z naturalną nawierzchnią,
po drugiej stronie mniejsza płyta typu „Orlik”, boisko do piłki plażowej,
boisko do koszykówki i siłownia do ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała.
– Budowa głównego boiska zaczęła się jeszcze w latach 70. Zasługa
stadniny koni, oni to stworzyli. Dwa boczne boiska powstały już po
zmianie systemu politycznego w Polsce. Klub pozyskał ziemię, bo tu wszędzie
były pola, od państwa i ostatecznie stworzono tu boiska. A „Orlik” i boisko
do koszykówki to już efekt udziału w programie krajowym. Udało nam
się pismami wyprosić od Warszawy, by oprócz często spotykanego
połączenia piłka nożna plus koszykówka stworzyć też coś innego.
No i udało się. Nawieźliśmy piasku i mamy też boisko do plażówki
– opowiada Dominiczak. W Racocie powtarzają – trzeba nauczyć się
pisać wnioski, prośby, apele, bo bez tego ani rusz. Gmina,
województwo, szczebel krajowy – wszędzie są jakieś pieniądze
do uzyskania – szczególnie na infrastrukturę. Trzeba tylko chcieć,
umieć formułować pisma urzędowe i wiedzieć, gdzie je wysyłać.
Łącznie w Racocie szkoli się ponad 150 dzieci – od kilkulatków po
zespół juniorów. A właściwie i po seniorów, bo w tym sezonie w
IV-ligowym PKS-ie zadebiutowało dwóch piętnastolatków. Na treningi
schodzą się dzieciaki ubrane w niebieskie koszulki klubowe i z wodą
mineralną pod pachą. Niektórych ze wsi i miejscowości ościennych
przywożą rodzice. – Mamy chłopców, których rodzice wożą na trening
nawet i po 30 kilometrów. Jesteśmy dumni, że mamy aż taką
markę w regionie – przyznaje prezes. – Jaki prezes?
To prawdziwy menadżer! – śmieją się w klubie. Dominiczak jest bowiem
nie tylko prezesem, ale i trenerem pierwszego zespołu. Dba też o murawę,
zajmuje się dwupiętrowym budynkiem klubowym.
Na treningach grup dziecięcych widać też piłkarzy i piłkarki w zielonych
strojach z logo Tymbarku. Jedni dostali je na finałach województwa
turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, inni otrzymali
je podczas organizowania przez Racot jednego z turniejów eliminacyjnych
w okręgu. W zeszłym roku malutka Szkoła Podstawowa z Racota dotarła do
ostatecznej fazy eliminacji. Wygrała rozgrywki okręgowe odprawiając
znacznie większe miasta i zagrała w finale z Poznaniem, Lesznem
i Krotoszynem. Zespół trenera Karola Świątkowskiego w kategorii
do lat 8 zajął ostatecznie trzecie miejsce. W półfinale trafili na bardzo
mocny SP 78 Poznań i przegrali z późniejszym finalistą całych rozgrywek.
W starciu o trzecie miejsce pokonali zawodników z Krotoszyna.
– Dzieci były już zmęczone, nie mieliśmy tak szerokiej kadry jak
chociażby szkoła z Poznania. No i „Z Podwórka na Stadion o
Puchar Tymbarku” to bardziej turniej szkolny niż klubowy.
A dzieci z naszej szkoły w Racocie to część naszej całej młodzieży w
klubie. Ale i tak byliśmy dumni z ich postawy, spisali się dzielnie, a sam
turniej był dla nich ciekawym doświadczeniem – wspomina Dominiczak.
Naszą rozmowę przerywa jedna z mam trenujących dzieci.
– Dawid, gdzie jest cukier? – pyta. Mamy młodych piłkarzy i piłkarek
korzystają bowiem z budynku klubowego jak ze swojego. Na parterze
znajdują się szatnie i małe biuro z laptopem, książkami i dokumentami.
Na piętrze z kolei odbywają się posiadówki rodziców, spotkania
przy kawie, a także odprawy przedmeczowe czy wspólne oglądanie
meczów Lecha Poznań i reprezentacji. Tak się tworzy tożsamość klubu.
To znajduje się centrum kulturalno-społeczne wsi. Rodzice
odprowadzają dzieci na trening, a później siedzą na ławkach przed
budynkiem albo w samej kanciapie. Piją kawę, rozmawiają, idą razem
pobiegać czy pomaszerować z kijkami. Po pierwsze – to sposób na
integrację i zbliżenie ze sobą osób niejako współtworzących klub.
Po drugie – unika się tym samym tworzenia Komitetu Oszalałych
Rodziców, którzy wywierają chorą presję podczas treningów.
Seniorska drużyna PKS-u gra aktualnie w IV lidze, ale wszystko
wskazuje na to, że ten sezon zakończy się spadkiem. Ale finansowo
nie może rywalizować z zespołami ze znacznie większych miast.
– Staramy się wyciskać maksimum z tego, co mamy. Ale pewnego
pułapu nie przeskoczymy. Trenujemy trzy razy w tygodniu,
mamy analizę wideo i odprawy. Ale koniec końców decyduje weekend
i kolejka ligowa. Na przykład teraz jeden z obrońców wypadł za kartki,
a drugi jest zawodowym żołnierzem i na meczu go nie będzie, bo
ma służbę. Takie są nasze realia. Musimy sobie radzić
– mówi trener pierwszej drużyny.
W Racocie pracuje łącznie jedenastu szkoleniowców Każdy z licencją
– od UEFA C do A. Ponadto klubowy bramkarz jest z wykształcenia
fizjoterapeutą. – Nie dopuściłbym do dzieci kogoś bez wykształcenia
trenerskiego. Jesteśmy odpowiedzialni za najmłodszych.
To praca, która wymaga kompetencji, dlatego nie wyobrażam sobie,
by treningi mógł prowadzić ktoś z przypadku – wyjaśnia prezes.
Klub zwraca zresztą koszty za udział w kursach UEFA C i B.
Przy wyższych kategoriach trenerskich zwraca część pieniędzy.
– Wszyscy nasi trenerzy to niejako wychowankowie Racotu.
Część z nich albo tu grała, albo wciąż gra w zespole seniorów.
Niektórzy pracują w miejscowej szkole – dodaje.
Racot jest pewnym fenomenem. To właściwie wieś w całości żyjąca
sportem. Stadnina koni, świetna baza piłkarska, 150 dzieci trenujących
w klubie, ale i dzieci z tutejszej szkoły, które już od prawie 30 lat regularnie
wyjeżdżają na Igrzyska Olimpijskie, by dopingować olimpijczyków
z Polski. Jeśli kojarzycie biało-czerwoną flagę z napisem „Racot”, to tak
– o tym Racocie mówimy. Po raz pierwszy dzieci stąd wyjechały na
IO do Barcelony. I wtedy zaczęła się tradycja – miejscowi szukają
sponsorów, nawiązują kontakty z gospodarzami igrzysk i w
kilkudziesięcioosobowej grupie wylatują na największą imprezę
sportową świata. Młodzi kibice z Racotu byli także na ostatnich
Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu. Na igrzyska w Tokio
za dwa lata też się wybierają.
– Śmiejemy się czasami, że trzeba być upartym, by urodzić się w
Racocie i nie interesować się sportem – mówi Dominiczak. Klub to tutaj
punkt przecięcia wszystkich lokalnych ścieżek. Niemal każdy ma swój
wkład w PKS. Co roku w styczniu w hali szkoły odbywa się Gala Piłkarska,
czyli podsumowanie roku działalności klubu połączone z imprezą
integracyjną. Udział w niej bierze około 400 osób. Po części oficjalnej z
prezentacjami i wręczaniem wyróżnień następują tańce, biesiada i
rozmowy do późna. Wpisowe pozwala zebrać PKS-owi środki
na funkcjonowanie, bo dotacje z gminy pozwalają klubowi na
funkcjonowanie przez około pół roku. Pieniądze na pozostałą
część sezonu trzeba uzbierać we własnym zakresie. Stąd np.
pomysł na zabawę podczas gali. Organizatorzy ustawiają cele,
w które trzeba trafić piłką. Odważni mężczyźni ustawiają się w dłuuuugą
kolejkę i próbują swoich sił. Każdy jest już po kilku głębszych, które
zwiększają pewność siebie, ale obniżają celność. Próba strzału kosztuje,
a pieniądze trafiają do klubowej kasy. Do wygrania jest butelka wódki,
ale że już samo zadanie jest wymagające, a spożyty alkohol tylko
podnosi stopień trudności, to zwycięzców jest niewielu. A czasami nie
ma ich wcale. Najczęściej zabawa kończy się więc czystym zyskiem
bez ponoszenia kosztów na nagrody.
To podczas jeden z imprez klubowych (bo PKS organizuje też
imprezę walentynkową) padł pomysł, by na płycie głównej zainstalować
automatyczny system zraszania boiska. Debaty trwały do późnych
godzin nocnych, ale zebrano chętnych i ustalono plan działania.
Jeden z rodziców dzieci trenujących w klubie zajmuje się
podobnymi instalacjami, ale kwota montażu znacznie przerastała
klubowy budżet. Rodzic zaoferował jednak know-how, zebrano
kilkanaście tysięcy złotych na niezbędne materiały. W dzień po
Bożym Ciele siedemdziesięciu ochotników ze wsi o ósmej rano stawiło
się na boisku w Racocie. Jeden z rodziców podjechał koparką, inny to
wioskowa „złota rączka”, kolejny – były strażak. W ciągu ośmiu
przekopano boisko, zamontowano rury i popołudniu PKS cieszył się z
rzadko spotykaną na tym poziomie instalacją. Dziś z murawy wysuwają
się spryskiwacze i murawa jest świetnie przygotowana.
– To idealny przykład na to, że można. Trzeba tylko rozmawiać.
I chcieć – tłumaczy prezes.
Innym sposobem na budowanie więzi z klubem było posadzenie
drzewek przy dwóch boiskach treningowych. Każdy, kto opłacił cegiełkę
zostawał „chrzestnym drzewka” i tabliczka z jego nazwiskiem widnieje do
dziś na płocie nad jedną z sadzonek. Wpisowe kosztowało 55 złotych,
drzewek jest kilkadziesiąt. Kolejny zastrzyk dla klubowej kasy i kolejny
krok, by zbliżyć ludzi z klubem. – A przy okazji za parę lat będziemy
mieli świetną ochronę boisk od wiatru i od słońca. Bo płot jest od
strony zachodniej i dzieci podczas popołudniowych zajęć nie będą
musiały zasłaniać oczu przed promieniami słonecznymi
– wyjaśnia nasz rozmówca.
Racot doceniają też w okręgu. To tutaj odbywa się większość
lokalnych turniejów piłkarskich, do wsi przyjeżdżają drużyny na zgrupowania
(chociażby akademia Śląska Wrocław i Puszcza Niepołomice).
Sam klub organizuje Podkowa Racotu Cup, w którym udział bierze
kilkaset dzieci z całego regionu. W dodatku na klubowych boiskach
odbywają się codziennie lekcje wychowania fizycznego szkoły podstawowej
– od 15:30 do 19 w szkole odbywają się treningi grup
młodzieżowych klubu. Ta mieści się właściwie po drugiej stronie ulicy.
Z kolei młodzież PKS-u przez całą zimę trenuje w hali szkoły.
Sam klub wysyła swoich wychowanków na obozy np. do Buczu.
– W poniedziałki i w czwartki odbywają się na boiskach tzw.
festyny piłkarskie. Na wszystkich boiskach stawia się ponad sto dzieci,
które trenują w naszym klubie. Sam pan pewnie przyzna,
że wygląda to imponująco. Dziewczynki? Kilka ich u nas trenuje,
ale wplatamy je raczej w grupy z młodszymi chłopcami, bo nie ma
ich tak wiele, by tworzyć osobną sekcję dziewczęcą.
Z innej beczki, to wkrótce wystartujemy z zajęciami tenisa dla
najmłodszych, udało nam się ściągnąć studentów z Poznania,
którzy będą prowadzić te treningi. Marzy mi się też otwarcie
klas sportowych w szkole. Byliśmy już bliscy tego, by powstały
takie klasy profilowane, ale ostatecznie nie wyszło. To cel na kolejne lata
– opisuje prezes.
Racot uosabia w sobie te wszystkie wartości, o których pisze się w
podręcznikach od aktywizacji społeczności lokalnych. Budowa
wspólnej tożsamości. Projekty integrujące mieszkańców. Budowa
wspólnej przestrzeni i miejsca, gdzie każdy może poczuć się jak swój.
Racot żyje sportem, a świat sportu z ciepłym uśmiechem zerka na
tę wieś pod Kościanem. Bo skoro Racot pokazuje, że można szkolić
piłkarzy mimo bycia na uboczu i posiadania niewielkich środków
finansowych, to wymówek dla dużych ośrodków nie ma.
źródło: weszło.com